Opisałam już, jak wyglądała u mnie droga do diagnozy. Dzisiaj porozmawiamy o kolejnym etapie, czyli samym leczeniu SIBO.
Postaram się wskazać możliwie jak najwięcej konkretów, jednocześnie zaznaczając które postępowanie było moim wyborem czy podyktowane moimi wynikami.
Disclaimer
Piszę to wszystko, aby pomóc osobom na początku swoich procesów usystematyzować wiedzę i stworzyć WŁASNY plan działania. Pamiętaj proszę, że nie jestem specjalistką, dzielę się wyłącznie moimi obserwacjami i drogą, którą przeszłam.
Diagnoza SIBO
Cały proces zaczął się od diagnozy przez badanie oddechowe wodorowo-metanowe. Nie było zlecone przez specjalistę – po prostu na bazie researchu w internecie uznałam, że od tego właśnie zacznę. Czy była to właściwa decyzja?
Jeśli myślimy o idealnym scenariuszu, nie.
Zamiast sama siebie umawiać na badanie powinnam była najpierw znaleźć doświadczonego specjalistę, gastrologa lub dietetyka. Taka osoba powinna poprowadzić leczenie zaczynając od dokładnego wywiadu i zlecenia pakietu badań, które pozwoliłyby na całościowy ogląd sytuacji. Taki specjalista potencjalnie mógłby zacząć od szukania i ewentualnej diagnozy innych dolegliwości. (polecam post na ten temat u @LoveFodmap na Instagramie)
Niestety, w rzeczywistości specjalistów znających się na SIBO jest wciąż bardzo mało. Na pewno było ich niewielu w 2021 roku, gdy ja takiego wsparcia szukałam.
Gdy pytałam o terminy u osób które zdają się mieć dużą wiedzę, albo ceny zapierały dech w piersi (1500 zł za samo pierwsze, godzinne spotkanie), albo mogłam zapisać się na za rok. Dosłownie za dwanaście miesięcy.
Z kolei nie widziałam i dalej nie widzę sensu opierać się na ekspertyzie kogoś, kto o SIBO ledwo co słyszał, albo może nawet nie do końca wierzy, że takie schorzenie faktycznie istnieje.
Dlatego właśnie zdecydowałam się na samodzielną diagnozę: nie była ona idealna, ale dostępna dla mnie zarówno kosztowo, jak i czasowo. Byłam potencjalnie gotowa przejść przez leczenie w oparciu o webinary i kursy prowadzone przez specjalistów z dużą wiedzą, ale brakiem wolnych terminów.
Co istotne: moja lista objawów idealnie pasowała do objawów SIBO. Byłam już niemal przekonana, że właśnie przerost bakterii jest moim problemem.
Współpraca z dietetykiem SIBO
Przy tworzeniu tego wpisu, wątek współpracy z dietetyczką stał się na tyle długi, że zdecydowałam się umieścić go w osobnym poście. Niedługo go dodam i podlinkuję w tym miejscu. Dla flow tej historii powiem tylko, że:
- Podczas konsultacji dietetyczka przedstawiła mi trzy opcje leczenia: antybiotyki, zioła (tzw. fitoterapia) oraz dieta elementarna (tutaj opisałam te sposoby leczenia). Zdecydowałam się na antybiotyki.
- Protokół, jaki stosowałam, to SIBO Specific Diet (opowiem o nim niżej).
Dietetyczka zleciła mi znalezienie gastrologa, który przepisze antybiotyki.
Antybiotykoterapia
Ponieważ test SIBO wykazał u mnie przerost metanogenów (IMO), zażywałam:
– Xifaxan (rifaximin), 550 mg, trzy razy na dobę przez 21 dni
– neomycyna, 500 mg, dwa razy na dobę przez 21 dni
Xifaxan jest popularnym i łatwo dostępnym lekiem, z kolei neomycyna wg. gdzie po lek jest dostępna w 28% aptek. Innym antybiotykiem stosowanym przy leczeniu IMO jest metronidazol.
W czasie brania antybiotyków jadłam tak, jak zazwyczaj – nie trzymałam się żadnej konkretnej diety – jednak starałam się już ograniczać słodycze i słone przekąski.
Już kilka dni po braniu leków zauważyłam różnicę – zaczęłam się częściej wypróżniać. Było też więcej gazów, co również za dobry znak – przecież jeśli zgromadziły się w jelitach, muszą też jakoś stamtąd zniknąć.
Podczas trzech tygodni antybiotykoterapii moje samopoczucie było jak na sinusoidzie. Miałam zarówno lepsze, jak i gorsze dni. To mimo wszystko było zmianą na lepsze, ponieważ wreszcie coś się DZIAŁO. Miałam głęboką wiarę, że zmierzam ku lepszemu i rozwiązuję problem, który uprzykrzał mi życie przez lata.
Dieta w SIBO: low FODMAP, SCD, SIBO Specific Diet
Protokół SIBO Specific Diet który zaleciła mi dietetyczka, to połączenie protokołu low FODMAP i Specific Carbohydrate Diet. Omówmy krótko te trzy diety.
Low FODMAP to najczęściej stosowany protokół przy leczeniu SIBO, i jednocześnie najmniej restrykcyjny. Mimo, że badania udowadniają skuteczność low FODMAP w przypadku innego schorzenia – zespołu jelita drażliwego (IBS), to z obserwacji i praktyki wynika, że jest przydatna i skuteczna również w przypadku SIBO. Dieta opiera się o dostarczanie niskiej ilości fermentowanych węglowodanów. Opracował ją australijski uniwersytet Monash. Dostępna jest oficjalna aplikacja zawierająca wskazówki cd. Ilości i rodzaju dozwolonych produktów, znajdziecie również masę przepisów, w tym wegetariańskich i wegańskich.
Specific Carbohydrate Diet – w skrócie SCD, wyklucza większość węglowodanów (w tym zupełnie zboża), pozostawiając wyłącznie te najłatwiejsze do strawienia. Dieta została przebadana głównie pod kątem choroby Crohna, badania wskazują na jej skuteczność również w przypadku IBD.
SIBO Specific Diet to połączenie dwóch powyższych protokołów, stworzona przez Allison Siebecker, specjalistkę od przerostu bakterii. Dieta przewiduje bardzo wąską gamę węglowodanów. Dokładna lista dozwolonych produktów jest dostępna tutaj.
Alkohol w trakcie leczenia SIBO
Co mnie zaskoczyło, wszystkie wspomniane diety dopuszczają spożycie sporej ilości różnych alkoholi.
Z jednej strony rozumiem, że chodzi tylko o rodzaj węglowodanów w napoju.
Z drugiej strony, wpływ etanolu na mikrobiotę to zupełnie inny temat, i gdy pomyśli się o tym racjonalnie: przecież alkohol nie ma szansy pomóc w leczeniu, może jedynie szkodzić.
Ja sama zauważyłam, że w trakcie diety eliminacyjnej, po odcięciu się od słodyczy i niezdrowego jedzenia, alkohol stał się jedynym dostępnym ‘guilty pleasure’. Nie muszę chyba tłumaczyć, jak niebezpieczna to droga.
Dopiero słuchając jednego z webinarów, uświadomiłam sobie że sabotuję moje własne działania. Podczas diety eliminacyjnej organizm powinien odpocząć i się zregenerować, tymczasem ja wlewam w niego alkohol (2-3 kieliszki wina tygodniowo). Gdy to sobie uświadomiłam, odstawiłam alkohol na czas leczenia, a potem już do niego nie wróciłam. Nie mówię, że już nigdy się nie napiję. Jednocześnie nie widzę też powodu, dla którego miałabym pić – alkohol nie daje mi żadnych korzyści.
Co jadłam w czasie leczenia SIBO? Wegetarianizm a dieta eliminacyjna w SIBO
Niestety przy tak mocnym wykluczeniu węglowodanów, najłatwiejszym sposobem na zapewnienie odpowiedniego makro jest dieta oparta o mięso. Głównie takie przepisy dostałam od dietetyczki. Jestem wegetarianką, było mi przez to trudniej.
Trzymałam się protokołu dr Siebecker w ścisłej formie (tylko produkty z zielonej tabeli) przez około 4 tygodnie. Oto, co głównie wtedy jadłam.
Śniadanie
- jogurt domowej roboty z owocami (borówki, maliny, truskawki), płatkami kokosa, słodzony miodem malinowym
- smoothie ze szpinaku, kiwi, banana, jagód, orzechy
- jajecznica na maśle
- Jajko, ziemniaki, warzywa (np. oliwki, buraki, szpinak, fasolka szparagowa)
- Tofu wędzone, makaron ryżowy, warzywa (bambus, papryka, szczypiorek)
- Tofu i grillowane warzywa
Kolacja
- Camembert, pieczone warzywa (cukinia, bakłażan, papryka)
- Sałatka w stylu “co się nawinie” 😉 (np. burak, marchewka, kapusta czerwona, brokuł)
Jak widać, nie miałam wielkiego wyboru. Niemniej dbałam o różnorodność, bo wiedziałam już, że jest kluczowa dla mikrobioty. Podstawa posiłku była jedna, np. jogurt, ale dodawałam do niego zamiennie borówki, truskawki, różne orzechy. Jeśli chodzi o urozmaicanie i dodanie smaku, pomagały mi przyprawy i miód.
Na moje szczęście czas leczenia przypadł na późną wiosnę i początek lata, dlatego korzystałam z dobrodziejstwa świeżych warzyw i owoców.
Rygorystycznie powstrzymywałam się od podjadania. Przerwy w jedzeniu wynosiły minimum 3h, optymalnie 5h. Między posiłkami piłam wyłącznie wodę i herbatę.
Trzymanie diety – jak mi szło?
Przez większość czasu – bardzo dobrze. Widziałam już efekty leczenia i to było świetną motywacją. Chciałam mieć świadomość, że robię wszystko co w mojej mocy, aby SIBO nie wróciło. Jeśli objawy wrócą, nie chciałam nosić poczucia winy, że nie zrobiłam wystarczająco.
Miałam jeden dzień załamania, gdy niespodziewanie nie dopuszczono mnie do obrony licencjatu i na marne spędziłam łącznie 8 godzin w pociągu. Aby poczuć się lepiej, zabrałam się wtedy na burgera do Max Burgers.
Tego wieczoru objawy powróciły i byłam przerażona, że cała praca poszła na marne. Na szczęście tak nie było. Według internetu po takim dniu słabości należy kontynuować dietę – nie trzeba zaczynać od nowa, i tego scenariusza się trzymałam.
Taki powrót do złego samopoczucia był wystarczającą motywacją, aby restrykcyjnie trzymać się diety przez resztę czasu, a reintrodukcję przeprowadzić powoli i systematycznie.
Wychodzenie z diety SIBO (reintrodukcja)
W miarę trzymania się diety zauważyłam, że moje objawy się wyciszyły, i że faktycznie czuję się dobrze. Na własną rękę, bez wsparcia dietetyczki (dlaczego – o tym w następnym poście) uznałam, że jest to właściwy moment, aby przejść do fazy reintrodukcji. Podczas tej fazy zdecydowałam się zmienić protokół z przepisanego przez dietetyczkę SIBO Specific Diet na low FODMAP.
Kluczem reintrodukcji jest śledzenie, które produkty mi szkodzą, a które są bezpieczne. W jednym tygodniu wprowadzałam produkty z jednego rodzaju cukrów, aby ewentualnie łatwo znaleźć kategorię która mi nie służy.
Podeszłam do całego procesu bardzo ostrożnie, aby nie znaleźć się za chwilę w punkcie wyjścia.
Żeby metodologicznie przejść przez proces, założyłam dziennik żywieniowy w którym faktycznie wpisywałam wszystkie produkty zjedzone w ciągu dnia. Każdego dnia dokładałam jeden produkt – z zapisaną gramaturą – i obserwowałam, jak się po nim czuję tego samego i następnego dnia.
Mierzyłam: wypróżnianie, wzdęcia, gazy, ból brzucha. Jakie było moje szczęście, gdy zorientowałam się, że przez 90% czasu czuję się dobrze!
Ten proces zajął około 6 tygodni. Potem stopniowo wróciłam do sporadycznego niezdrowego jedzenia – na szczęście okazało się, że niepohamowany głód słodyczy jaki zdarzał mi się przed leczeniem już nie wracał, co było i jest game changerem dla trzymania zdrowej diety 🙂
“Czy to już”? Co oznacza wyleczyć się z SIBO?
Nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy objawy zniknęły na dobre. Była to sinusoida – raz czułam się lepiej, raz gorzej. Myślę, że największą poprawę obserwowałam pod koniec antybiotykoterapii i w pierwszych dwóch tygodniach restrykcyjnej diety.
Im więcej czasu mijało, tym bardziej upewniałam się, że faktycznie wyzdrowiałam. Próbowałam coraz to nowych produktów, obserwując, że nie mam nawrotu.
Po latach problemów z jelitami nie jest się do końca pewnym, czy “to już”. Zaparcia i gazy ustąpiły w 90%. Oczywiście jest to ogromna różnica i ulga, ale jednocześnie byłam przerażona gdy akurat mój układ pokarmowy nie działa idealnie. Zostało tak do dziś.
Inna sprawa: miałam nadzieję, że po wyleczeniu SIBO mój brzuch będzie zupełnie płaski. Byłam zatem nieco rozczarowana efektem. To znaczy: widziałam różnicę – mój brzuch przed leczeniem naprawdę wyglądał jak ciążowy – ale po prostu miałam nadzieję na zupełne pozbycie się kompleksu.
Dopiero z czasem doszłam do wniosku, że najwięcej pokazuje wygląd brzucha rano, i że teraz faktycznie rano nie jest wzdęty. To, że w ciągu dnia robi się większy, jest przecież całkiem normalne – chwilę mi zajęło, żeby zauważyć, że to media stworzyły we mnie te nierealistyczne oczekiwania.
Oczywiście, zdarza się, że przy zjedzeniu więcej, niezdrowo, boli mnie brzuch. Czasem łapią mnie zaparcia, szczególnie przed okresem lub gdy jestem na wyjeździe.Takie przykrości zdarzają się jednak:
- Dosyć rzadko
- Znam ich źródło
- Znikają najczęściej po jednym, max po 2-3 dniach
- Z szerszej perspektywy nie wpływają na mój komfort życia. Nie myślę o nich zbyt często, nie podejmuję decyzji na ich podstawie, nie uwzględniam ich w swoich planach.
Ze względu na powyższe pozwalam sobie stwierdzić, że faktycznie wyleczyłam się z SIBO.
Niestety, raz wyleczone SIBO może wracać. Zaadaptowałam mój styl życia, aby do tego nie doprowadzić. Co dokładnie robię? Dam znać w kolejnej części tej mini serii 🙂 dziękuję Ci za dotarcie do końca!